Kroniki z Warmii i mazur: Wojna oczami dzieci
Wojny, które wywołują dorośli, najgłębszy ślad pozostawiają we wspomnieniach dzieci – tak wojnę zapamiętali nasi rozmówcy. Mieli po kilka lub kilkanaście lat.
Czas wojny we wspomnieniach świadków historii pozostawił głęboki ślad. Byli wtedy dziećmi – niewiele rozumieli z tego, co działo się wokół nich. Bombardowania, ucieczka, głód, choroby, praca ponad siły, śmierć – tego nie sposób zapomnieć. Zmuszeni byli uczestniczyć w zdarzeniach których wtedy nie mogli unieść . Niewiele jeszcze wiedzieli o świecie, a zobaczyli jego najgorsze oblicze.
„Ja miałam 4,5 roku jak się tam wojna zaczęła w tym Gródku. Najpierw to jechali takie samochody ciężarowe – ja mała, to dla mnie było takie coś, widowisko, bo samochód. Przyszła ta Żydówka, przyniosła 2 bochenki chleba, takie duże chleby i mówi – Stasia, ty szybko piec pal, susz chleb. Tak przyszłam – mama, ukrój mi tego chleba. Nie, dzieciaku. To trzeba cały wysuszyć, bo później, jak będzie wojna… Mamo, co to jest ta wojna? Dzieciaku, to będzie strzelanie, ale ty jeszcze za mała jesteś – tak mi powiedziała, to ty nie wiesz co to jest, ale ja wiem, a ty to nie wiesz” – wspomina pani Maria Wywigacz. „Czas wojenny się zrobił, to znaczy, że u nas stała waha. Waha to był posterunek niemiecki. Mieliśmy w swojej wiosce Niemców. Było bardzo źle, zabierali kontyngenty, zabierali krowy, świnie ludziom. Ludzie mieli kłopoty, siódma godzina to już był capstrzyk, nie wolno było wychodzić, ale ja jako mała dziewczynka sześcioletnia lubiłam te babki robić na drodze. Więc te babki jak robiłam, to fajnie mi szło, ale ja nie patrzyłam, która godzina. W końcu Niemcy jadą takim jeepem, chyba to był jeep – co ja tu robię, wsadzili mnie na samochód, zawieźli mnie na tą, na ten posterunek, wsadzili do pokoiku takiego, siedzę. Ja tam przesiedziałam, przepłakałam całą noc, rano babcia szuka mnie, no bo Alinka zginęła, no i w końcu wydało się, że Niemcy zabrali i wsadzili tam gdzieś” – opowiada pani Alina Wlazło.
W opowieściach świadków historii siłą rzeczy przewijają się motywy związane z Żydami. „Chciałbym powiedzieć o Żydach. Było już tam getto, ale proszę sobie wyobrazić – Polacy, nie zdarzyło się, żeby ktokolwiek z nas ten kawałeczek chleba, który otrzymał, bo w czasie okupacji niemieckiej mieliśmy 25 deko na osobę bez tłuszczu, bez niczego chleb – ten chlebek solą posypany lekko myśmy oddawali dzieciom żydowskim. Dzieci żydowskie chodziły, nie wolno było im chodnikami, ulicami chodziły, nie wolno było podać, bo jeżeli SS-man zobaczył, to i to dziecko dostało i ten, kto przekazał” – mówi ksiądz Julian Żołnierkiewicz. „W listopadzie 1940 roku wyrzucono nas z domu, na ulicę i wtedy przygarnęli nas Żydzi, państwo Lipinowie, którzy nam ofiarowali jeden pokój, który był kiedyś sklepem, a część rzeczy można było złożyć na magazynie. No i tak się zaczęła nasza wędrówka można powiedzieć, bo w tymże domu mieszkaliśmy do 1944 roku i w trakcie bombardowań ten dom został rozbity, no i następnego mieszkania mama szukała” – opowiada pani Maria Jabłonowska.
Choć nasi rozmówcy byli małymi dziećmi, zmuszano ich do ciężkiej pracy. „Nigdzie nie chodziłam do szkoły, bo Niemcy nie pozwolili. W 1941 roku poszłam do pracy do lasu, bo chcieli mnie zabrać do Niemiec, ale tatuś pracował w lesie, to tam uprosił, tak że poszłam do lasu w 1941 roku i sadziłam choiny. W 1942 roku zabrali nas do Niemiec koło Szczytna, miejscowość Gilgenau, na sadzenie, zbieranie kartofli i buraków kopanie. I tam byłam 3 miesiące. I cały czas płakałam. Późnej wróciłam, cały czas pracowałam w lesie do 1944 roku. Przy sadzeniu drzew, przy pieleniu. W 1944 roku wywieźli nas do Niemiec, za Odrę. I tam byłam do wyzwolenia, aż przyszli Ruski. Tam była ciężka praca. Boso i nago, i chodziło się w takich, porobili nam, taki jeden znajomy porobił nam z takich opon od samochodu takie buty związaliśmy” – wspomina pani Alina Urbanowska. „Pod jesień ten Niemiec kazał iść mnie do ogrodu robić, pomidory zbierać, ale ja nie rozumiałam. Okropnie mnie złapał, chciał mnie zbić, a on miał taki bat naszykowany, tak sięgnął, a na końcu taki ołów. I jak sięgnął by mnie, to przeciął by skórę jak nic. Ale ja już nie miałam siły uciekać, taki krzyż był, koło tego krzyża uciekałam, no młoda, sprytna dziewczyna, ale już nie miałam wyjścia, taki był rów i ja przez ten rów przeskoczyłam, a on już nie dał rady, a był gruby taki, wielki i nie dał rady i dał mi spokój, i ja uciekłam” – dodaje pani Cecylia Gromak.
Ich beztroskie dzieciństwo zrabowała wojna. Ograbiła ich ze wspomnień, które powinny być dla każdego najprzyjemniejsze. Przetrwali ten straszny czas po to, by móc przekazać swoje świadectwo kolejnym pokoleniom.